- Zemścił się, bo walczyłyśmy o swoje – mówią.
W zakładzie krawieckim Cezar pracowało ok. 100 kobiet. Na wakacjach zaczęły się buntować, bo dostawały pensje z coraz większym opóźnieniem. Wyszło też na jaw, że nie mają opłacanych składek ZUS, choć pracodawca potrącał je z zarobków. Swą dociekliwość ponad połowa nich przypłaciła zwolnieniem. Dyscyplinarnym.
– Zostałam zwolniona z dniem 4 września, a zostało ono wysłane 8 września. Kilka dni pracowałam za darmo i nielegalnie - mówi jedna z kobiet.
Pond 50 szwaczek dostało zwolnienia, bo zdaniem pracodawcy, przez 2 dni nie pracowały. Kobiety twierdzą, że wypowiedzenia dostały nawet te, które przez te dwa dni były na urlopach lub zwolnieniach lekarskich, bo kilka jest w ciąży.
Po kontroli Państwowej Inspekcji Pracy właściciel firmy ogłosił upadłość. Masą upadłościową zarządza syndyk.
– Dowiedziałyśmy się od niego, że na zaległe pensje możemy długo czekać – mówią kobiety. – Podobno pracodawca nie dostarczył wszystkich dokumentów i teraz nie można obliczyć, ile komu się należy.
Zwolnione szwaczki poszły do sądu, domagając się wypłaty zaległych pensji, odszkodowań, a połowa z nich zmiany zwolnień. Te, które dostały dyscyplinarkę, nie mogą przez 180 dni dostawać zasiłku dla bezrobotnych, choć są zarejestrowane w PUP.
Dyscyplinarne zwolnienia to staly proceder i skutek upominania sie o swoje prawa i o swoje pieniadze.Pracownik jest zwykle zastraszony utrata pracy, a pracodawca wie ze udowodnienie bezzasadnosci takiego zwolnienia jest bardzo trudne.Problem z zastapieniem "opornego" pracownika tez praktycznie nie istnieje.Wyrzuca jednego, przyjdzie kolejny.Zysk i wladza to podstawa.