Brytyjskie wladze sa jednymi z liderow staran o jak najszersza inwigilacje swoich obywateli.Oczywiscie dla ich dobra i ochrony.Kolejnym krokiem w celu sledzenia i kontrolowania swoich obywateli jest pomysl rzadu na zmuszenie wlascicieli serwisow spolecznosciowych do udostepniania danych swoich uzytkownikow, ktore maja oni gromadzic w specjalnych bazach danych.Miliony uzytkownikow Facebooka, Bebo, MySpace i innych serwisow spolecznosciowych sa dla brytyjskich wladz potencjalnymi terrorystami, to glowny argument sluzacy usprawiedliwieniu nadmiernego zainteresowania ich danymi.Chris Kelly, zarzadzajacy polityka prywatnosci Facebooka powiedzial ze pomysl ministerstwa to "przesada".Brytyjskie MSW jest rowniez zainteresowane rozmowami telefonicznymi uzytkownikow serwisow choc (na razie?) bez ich tresci.Interesuje ich ponoc jedynie kto do kogo dzwonil.Rzecznik ministerstwa powiedzial ze rzadu nie interesuje zawartosc stron uzytkownikow serwisow.MSW zastrzega jednak ze "wobec rewolucji komunikacyjnej sposoby zbierania danych musza sie zmienic.Pomysl ministerstwa wywolal oburzenie wsrod organizacji "praw obywatelskich", oraz samych zainteresowanych - uzytkownikow serwisow."Po przejrzeniu stron na ktore mam zwyczaj wchodzic mozna zbudowac calkiem dokladny profil mojej osoby i okreslic z kim jestem zwiazana, jakie mam poglady polityczne i gdzie robie zakupy.W ten sposob mozna stworzyc bardzo precyzyjne portrety ludzi, ktorzy w wiekszosci sa zupelnie niewinni" - mowi Shami Chakrabarti z grupy Liberty.
Jednak dla rzadu Wlk Brytanii i innych nikt nie jest niewinny, a stworzenie bazy profilow internautow to ich wielkie marzenie.Ich sluzby bez problemu zidentyfikuja niewygodnych "wichrzycieli demokratycznego ladu".Oponenci twierdza ze informacje o sobie zawarte na portalach sa umieszczane przez samych uzytkownikow i to siebie powinni oni winic za to jakie dane o sobie upubliczniaja.Nie zmienia to jednak faktu ze pierwsze kroki w kierunku totalnej kontroli sa juz stawiane przez troszczace sie o swych obywateli rzady.